Madagaskar – 10 godzin lotu z Warszawy, a przenosimy się w inny świat. Zabawnie robi się już na lotnisku, choć to dużo powiedziane. Wprawdzie budynek jest i owszem – i to z cegły, a w środku nawet i pomalowany na 7 kolorów, a wiatraczki są (i działają), to dalej …. 🙂 Jeden pan zbiera deklaracje zdrowia które skrzętnie wypełniliśmy w samolocie, kolejka na ok 30 min do Pani która sprzedaje wizę i daje karteczkę, potem druga kolejka do pana który karteczkę zabiera, kolejny pan kieruje kolejką, do pani która wkleja w paszport wizę, następnie idziemy za”ogonkiem” do pani która daje karteczkę nr 2. W kolejnej kolejce pan sprawdza czy mamy wszystkie karteczki, i kieruje nas do pani która spina karteczki, inna przybija pieczątkę. Na samym końcu siedzi szef wszystkich szefów i coś podpisuje. Już myślimy że to koniec, nic bardziej mylnego. Odbiór bagażu który od dobrych 20 min lata na jedynej taśmie, i już chcemy wychodzić, a tu co…. sprawdzanie paszportów czy wszystko jest wbite, podpisane, ostęplowane. Kolejny pan sprawdza bagaże… chce abyśmy otwarli walizki. Patrząc jak grzebią inni celnicy, dajemy „naszemu panu” 1 dolara (o którego wszyscy się dopominali wcześniej) i sobie daruje sprawdzanie. Korupcja na maxa – CBA miałoby tu roboty na 10 lat. Dalej już idzie z górki, po wyboistych „drogach” trafiamy do hotelu. Szybki lunch i idziemy na „miasto”. Bieda, bieda i jeszcze raz bieda. Ludzie mili, zwierząt jak na lekarstwo. Spotykamy jedynie kaczki i muła który ciągnie zbity z desek wózek. Idziemy do portu. A tu się dzieje dużo. Przypłynęła barka, i wszyscy coś wyładowują, noszą, krzyczą. Słowem gwarno i tłoczno. Szybko robi się ciemno bo około 17.30, a po zmroku lepiej tu nie wychodzić. Jutro czeka nas 200 km drogi a że drogi są jakie są to może być ciężki dzień zatem trzeba iść spać ……
