Tsingi

Rano podjeżdżają pod hotel 3 samochody a la terenowe. Istny szał że tu takie są. Są jakie są. Wsiadamy. Trzy godziny po wertepach, mały objazd bo remontują drogę ….. Co tu remontować  tu trzeba wybudować nową. Fajnie wygląda „zamknięcie” drogo na czas naprawy. Po prostu postawili dwie duże gałęzie. I daje ekipa czadu. Warto zaimportować do Polski takie rozwiązanie. Tniemy koszty. My „gnamy” dalej i po 3 godzinach docieramy do tsnigów. Nie mylić ze stringami. Różowo- piaskowe formacje skalne błyszczą w słońcu. Tu sesja zdjęciowa Ani. Szymon za aparatem (po bezpiecznej stronie obiektywu). Ja wciągam brzuch, wypinam co Bozia dała z przodu klatki. Lunch jemy w ośrodku wypoczynkowym. Można tam wynająć za 80 000 ariali pokój. Domek z desek, ale moskitiera jest. Nawet lusterko przybili na gwoździu. Otoczenie istnie agroturystycznie. Do pokoju zaglądają owce i kozy, a po placu biegają kurczaki, które stanowią nasze jedzonko. Oczywiście już zabite i upieczone. Decyduję się skorzystać z WC. Istna egzotyka. Obok prysznic. Mimo że jestem spocona nie decyduje się. Perfum pod pachy musi wystarczyć a na nogi mugga. Wychodzę w „ubikacji” a tu idą owce ze spaceru. Nikt ich nie pasie, idą same – wyszkolone bestyje – okrążają naszą „restaurację”, generator prądu, beczą ale idą za przywódcą stada, prosto do zagrody. Kultura musi być J. Ruszamy dalej. Tu napotykamy na max problem. Busik nr 2 psuje się. Poszła chłodnica. Dziwi mnie jedynie że tak późno coś się psuje. Bo teraz jedziemy drogą gminną. To nie dziury z KRAJÓWKI nr 6. To dziurska większe i liczniejsze. Nie ma możliwości naprawy – bus nie pojedzie dalej. Towarzyszy niedoli nie zostawimy. Pakujemy ich do naszego busa. Upchnięci  jak sardynki ruszamy w jedenaście osób plus kierowca. I tak ze śmiechem na ustach i z przyklejonymi do szyby ludźmi wyglądami jak miejscowi (no prawie – kolor skóry nas zdradza). Pytamy się kierowcy czy nie zapłaci mandatu za przekroczenie liczby pasażerów. Śmieje się … a co to mandat ? Tu nie ma policji. Foto- radarów też nie. Dziwi się że takie cuda są na świecie. On  tylko zna progi zwalniające tzn. dziury. Luzik. Ściśnięci docieramy do 500 letniego baobabu. Szybka fotka koło drzewka. I lecimy na plażę. Odpoczynek  przydaje się. Zachodzi słońce więc robi się zimno. Ruszamy choć już nie tak ściśnięci, bo podstawiają nowy busik. Rychło wczas. Ale jak to mówią- lepiej późno niż wcale. A jutro nowe przygody….. i nowe dziury….

 

Autor tekstu – Ania

Autor zdjęć – Szymon

Dodaj komentarz