Dziś zaczynamy wypoczynek. Ale zaczynamy od pożegnań. Dwoje uczestników naszej objazdówki wraca do Polski. My do Hotelu Orangea. Na Nose Be są znanie lepsze drogi niż na „wyspie głównej”. W hotelu wita nas cała ekipa, dają drinki, ręczniczki do wytarcia rąk. Tym razem to ja przebieram nogami, chcę jak najszybciej dostać pokój i na plażę bo „słońce ucieka”. Zaskakuje nas ilość gości hotelowych. Zastajemy na plaży 4 osoby. To Polacy. Co tu się stało, że wszystkich wymiotło – pytamy. Dzisiaj piątek – wymiana turnusu. Rzeczywiście – o 12 godz. przybywają nowi turyści. 100% obsady w hotelu to Polacy. Nawet menager hotelu obiecuje że postara się wyłapać kanał Eurosportu, bo dzisiaj grają w siatę Polacy. Zobaczymy. Idziemy na plażę. A tu znowu odpływ. Na plaży „atakuje” nas Jackson. To chłopak od załatwienia wszystkiego. Interesuje nas wycieczka na rajską wyspę Irania (tzn. mnie) i na wyspę gdzie są lemury (tzn. Szymona). W jego biurze, które jest w morzu, dobijamy targu. Jedziemy w niedzielę. A na razie idziemy na spotkanie z Gwiazdą tzn. rezydentem. On też oferuje wycieczki, ale drożej. A dalej to już plażowanie. Morze wraca, by jutro znowu odpłynąć. I tak w kółko toczy się ten cykl.
P.S. Jak się uda to wrzucimy foty. Internet działa ale jest powolny jak żółw…