Wyspa Nosy Iranja Be
Tak jak było zaplanowane ruszamy na wyspę Nosy Iranja Be. 8.15. pakujemy się do samochodu Jacksona i spółki. Szybką łodzią motorową pędzimy przez morze około godziny. Kołysze niemiłosiernie. Trochę mam już dość kołysania. W głowie szumi. I naraz wyspa wyłania się wśród fal. I pierwszy raz podczas tych wczasów zaniemówiłam z wrażenia. Po prostu „łał”. Jednak na ziemi jest raj. Dwie wyspy które w godzinach odpływy (9 – 15) są połączone łachą śnieżnobiałego piasku. Z pewnością to tu kręcą reklamy Bounty czy robią zdjęcia do folderów reklamujących wyspy. Nie potrafię opisać piękna tego miejsca, więc pozwólcie że zamilknę……………………………………………….. Koniec milczenia. Po szybkim lunchu idę na zakupy, lub jak kto woli – wspierać malgaski handel i PKB. Kupujemy pareo, które oczywiście zaraz zakładam. Komponuje się z moim strojem kąpielowym cudownie. Miałam dwie sesje zdjęciowe. Fotograf – Szymon, modelka – Ania. Trochę plażujemy, trochę pływamy (tzn. kto umie – czyli ja). Aż nie chce się wyruszać, ale zaraz będzie przypływ i raj na 6 godzin zniknie. Ruszamy w powrotną drogę. Jackson i wspólnicy zatrzymują łódź na wyspie lemurów. Waham się czy wysiadać. Wszyscy idą, a Szymon chce bym zrobiłam mu zdjęcie. Lemury witaj nas w obfitej iści. Ja idę i rozglądam się aby być jak najdalej od zwierzaków. Tym razem to ja jestem fotografem, a modelem Szymon + lemur, a nawet dwa lemury jednocześnie. Cykam z 30 fotek i spadam do łodzi. Szymon zostaje i robi sobie selfe. Dopiero w hotelu oglądam zdjęcia. Jedna lemurzyca całuje Szymka w ucho i twarz. Jestem zazdrosna. Ale ten jeden raz daruje rywalce. Przecież nie będę się z nią bić. Wykluczone. Ruszamy dalej podskakując na wodzie. Byle do hotelu gdzie zdążyliśmy na śliczny zachód słońca. Dzień bardzo ciekawy, każdy miał to co chciał, ja piękno wyspy a Szymon lemury i spalone plecy (tego nie chciał, tak wyszło).