Z samego ranka Szymon gonił mnie okropnie. Wstawaj, idziemy polować na zwierzaki które przychodzą do wodopoju. Ja zaś pomalutku układam włosy, wybieram co na siebie ubrać itd itp. Szymon przebiera nogami. Idź sam – decyduję. I już go nie było… w pokoju. Jak prawdziwy wojownik Szymek upolował (obiektywem): dwie żyrafy, antylopy gnu i impala, zebry, i jakiegoś ptaka.
Po śniadaniu ruszamy do Parku Krugera przez Swaziland. Swaziland to ostatnie państwo o ustroju monarchii absolutnej. Rządzi tu król który ma około 20 żon. Co roku wybiera sobie nową dziewicę. Wszystko odbywa się podczas castingu. Laski tańczą nago przed monarchą, a ten wskazuje paluchem kobietę która mu się spodobała. Krajobrazowo Swaziland nie różni się niczym od RPA. Również gospodarczo jest od niego zależniony. W Swazilandzie jesteśmy może z 8 godzin, przelotem bo to najkrótsza droga do parku Krugera. Dwa razy przekraczamy granicę. Czyję się za czasów PRL-u na granicy w Cieszynie. Podobny klimat granicy, tylko są komputery, a celnicy są czarni.
Docieramy wieczorem do hotelu przy Parku Krugera. Jutro czeka nas safari i pobudka o 4 rano, bo startujemy o 5.30. Masakra :-(. Mamy nadzieję zobaczyć „WIELKĄ PIĄTKĘ AFRYKI” tj. słonia, nosorożca, lamparta, bawoła, lwa (wg. małej Ani wla).