Rano ruszamy do Bostwany do Parku Chobe. Droga do granicy jest prosta jak drut. Po lewej i prawej stronie drogi – busz i latające po drodze małpy. Jak to dobrze że jestem w samochodzie. Nie ma tu zabudowań, ani nie widać ludzi. Do granicy z Bostwaną mamy godzinę drogi. Sama granica jest bardzo …. nazwijmy to ładnie – egzotyczna. Stoi barak i pani z Zimbabwe z pieczątką i wbija w paszport wizę wyjazdową. Idziemy dalej, teraz stoi drugi barak i pani z Bostwany z pieczątką wbija wizę wjazdową. Pakujemy się do samochodów terenowych 4×4. Parę minut drogi i jesteśmy w Parku Chobe. Drogi szutrowe, piaszczyste z wertepami. To prawdziwe safari (a nie jak w Parku Krugera po asfaltówce). Drogi przypominają mi tu Madgaskar (ten kto czytał poprzedni nasz blok z wyjazdu – wie o co chodzi). Jest o znacznie więcej zwierzyny niż w RPA. Całe stada bawołów i słoni licznie pasą się na rozlewiskach rzeki Chobe. Naraz wyłania się żyrafa. Najpierw z dala a później podchodzi bardzo blisko. Nie boi się. Nawet sika. A co tam . To jej teren… Cykamy śliczne fotki. Z safari które trwa 3 godziny, ładujemy się do łodzi, płyniemy po rzecze. Z jednej strony jest Bostwana a z drugiej to już Zambia. Tu z bardzo bliska obserwujemy stada słoni, antylop, krokodyli i bawołów oraz hipopotamów. Mnóstwo ptactwa które skrzeczą zagłuszają ryk silnika łódzi. Na horyzoncie widać burzę. Grzmi. My jednak płyniemy dalej. Przychodzi wiatr i rozwiewa chmury. Wychodzi znowu słońce. Naszą wyprawę kończymy bezpiecznie w małej przystani. I znowu przekraczamy granice i te same panie wbijają pieczątki. Dzisiejszy dzień kończymy cudownym widokiem na Victora Fals i rzekę Zambezi z mostem przerzuconym przez rzekę.