Dolina Śmierci

To już ósmy dzień naszej podróży po zachodzie USA. Ten dzień zapamiętamy jako najcieplejszy w naszym (jak do tej pory)  życiu. Temperatura osiągnęła 52 stopni C (tj. 126 stopni F) w Dolinie Śmierci (stąd nazwa). Jak wyszliśmy z samochodu na półpustynię solną oblał nas wrzątek, a skwar palił nas nawet w spojówki. W tym upale niektórzy śmiałkowie biegają ultra – maraton. Szok !!!!!

Oprócz skwaru, można było zobaczyć – tymi spalonymi gałkami ocznymi 🙂 – kolejne formacje skalne i przelatujące nad pustynią samoloty F-16 (mam nadzieję że to ćwiczenia a nie rozpoczęcie desantu na Koreę Północną).  Z tego upału zagotował się nasz bus, więc trzeba było wyłączyć na chwilę klimę, nic nie zdołało nas ochłodzić nawet widok ośnieżonych czterotysięczników Gór Sierra Nevada.

Po takim upale trzeba było zregenerować siły. Najlepiej zrobić to nad ogromnym podwójnym cheeseburgerem w urokliwym miasteczku Bishop (choć trzeba tu uważać na zwierzaki).

Dodaj komentarz