Dzisiaj Madagaskar mnie zaskoczył …. zimnem. Jak to określiłby Arkady Fiedler „Madagaskar to zmienna panna”. Nie byliśmy na takie zimno przygotowani bo to przecież Afryka, więc rękawek był za krótki. Na szczęście mieliśmy długie spodnie, bo przecież idziemy do dżungli. Po godzinnej jeździe dziurami docieramy do „bramy” Parku Narodowego. A tam co – wypisywanie karteczek. Malgaszowie uwielbiają biurokrację, unia europejska wysiada przy nich. Do naszego busa przysiadają się tzw. „tropiciele” . Są to dwaj panowie i jedna pani. Mają wypatrzeć dla nas zwierzaki w tym lemury. To niesamowite co oni potrafią. Nikt z nas nie miały szans coś zobaczyć, a oni pokazują np. najmniejszego kameleona świata, zimorodka, mangustę i inne zwierzaki. Jego to nawet ja wzięłam na ręce. Ale jestem z siebie dumna.!!!!. Jest on wielkości paznokcia, koloru raczej nieciekawego bo szarego. Tropiciel znajduje go pod drzewem. Nasz przewodnik wypatrzył wprawdzie innego kameleona podczas jady. Szymon pierwszy rzucił się na niego i go zamęczał sesją fotograficzną. Docieramy do wodospadu. Dla tutejszej ludności jest on święty. Wprawdzie 60-70% ludności to katolicy, i chodzą na msze w niedzielę, ale w poniedziałek już czczą swojego innego boga zaklętego w wodospad. Dużo tubylców wierzy w animizm. Ale przecież Bóg jest wszędzie. Zaczyna mżyć – nie wiem czy od wodospadu, czy zaczyna padać. Wszystkie lemury pochowały się – ja oddycham z ulgą, Szymon jest zawiedziony. Jedziemy na lunch. Gnamy aż 20 km/godz. lewą stroną drogi – pomimo że ruch na Madagaskarze jest prawostronny. Ale po lewej stronie drogi mniej dziur. Tak twierdzi kierowca Ze-Zu. Czy ja wiem czy mu wierzyć. Dla nas to po prostu podskakiwanie i jazda jak na rolkosterze w lunaparku. Zatrzymujemy się w centrum wioski. Postanawiam zrobić sobie zdjęcie na jedynym rondzie w mieście. Wkraczam na nie wraz z asystą kurczaków. Stoję i kieruję ruchem….. na lewo furmanka z zebu, na prawo nasz busik, a na wprost – żółw (z którym muszę zrobić sobie zdjęcie). W pewnym momencie robi się korek …… Ha Ha ha… Nie nadaję się na policjantkę. Na zakończenie wycieczki szybka wizyta u sióstr zakonnych które pomagają tutejszej ludności. Całość dnia kończymy śliczną tęczą którą wyparzył nie kto inny jak Szymon.
