Spotkanie u Króla Juliana

Hotel Baobab jest stylowym hotelikiem. Część domków – typu loggia leży na plaży. Nam udaję się taki dostać. Noc ciężka bo po pokoju latają jaszczurki, może nie widać ich ale słychać. Moja wyobraźnia pracuje, Szymon zaś mnie nie rozumie – przynajmniej nie będzie komarów – kwituje.  Pakujemy się pod moskitierę. Szum  morza i drzew usypia. Wschód słońca – 5.40. Wstaję, by go podziwiać. Szymon śpi otulony w prześcieradło, bo tu upał, a wentylatora nie włączysz człowieku bo na razie nie ma prądu. Wschód jest przepiękny – czerwono –pomarańczowo – złocista kula rozpoczyna swój bieg po nieboskłonie. Wracam do pokoju, kładę się na łóżku i na wprost mam słonce, morze, a obok chrapiącego Szymka. Tulę się do niego i jeszcze zasypiam na godzinkę. O 6.30 włączają prąd. Hura – cywilizacja. Potem szybkie kontynentalne śniadanko. Bagietka i dżemik oraz wstrętna herbata. Mamy czas na plażowanie, bo wyjazd zaplanowano na 10.30.  Morze jednak „odchodzi” o 100-150 m.– jest odpływ. Woda która była jeszcze rano pod naszym tarasem ustępuje miejsca piaskowi. A tu zaczyna się gonitwa krabów i skorupiaków. Pewnie to nasza kolacja.  Przeprawiamy się na wyspę Nosey Be. My szybką łodzią motorową gnamy przez fale. Mijają nas inne „jednostki pływające” przewożące ludzi, zwierzęta, a nawet samochody. Rozchodzi się trap. Podskakujemy. Śmiejemy się że nawet na wodzie są dziury. W porcie znów gwarno, kolorowo. Następuje rozładunek. Kury dumnie prężą głowy. Nie wiedzą głuptaski że za chwilę marny będzie ich koniec bo kolacja już blisko. Dzisiaj zaplanowano wizytę u lemurów w parku. To dla mnie stres. Wychodzimy z hotelu. Idziemy, może z 50 m. a już staje pierwszy tuk-tuk. Odgrywamy z Szymonem naszą scenkę – z kieszeni Szymon wyjmuje 15 000 ariali, że niby to nasz ostatni dzień, ostatnie pieniądze a tak marzymy by zobaczyć Lemulandię. Słodkie oczy (moje) i szofer się zgadza. To prawie zawsze działa. Oglądamy roślino, a Szymon przebiera nogami bo chce do zwierząt i lemurów, co go tam obchodzi wanilia, kwiaty ylang – ylang z których robi się perfum. Ja staram się opóźnić spotkanie z „Królem Julianem” oko w oko. Dopytuję się o produkcję perfum o uprawy. W końcu dłużej nie można zwlekać. Wchodzimy do części zamieszkałej przez żółwie. Widzimy trzy  – Napoleon ma 200 lat, Bonaparte – 120, a Józefina młoda dziewczyna tylko – 100. Widok super nawet jak dla mnie. Dalej mieszka gekon – 60 centymetrowy. Może być nawet jak dla mnie. Dalej krokodyl. Przewodnik próbuje „namówić ”  nas na kąpiel. Może później, jak będziemy wracać – odpowiadamy. Teraz zaczyna się atrakcja główna. LEMURY. Ściskam dłoń Szymona, a może to jego fałdki na żołądku. W każdym razie Szymon wrzeszczy – ała. Ja wrzeszczę na widok lemura. Wszyscy się śmieją i mają ubaw po pachy. Trudno. Pewnie to nie pierwszy i nie ostatni raz gdy robię cyrk na widok zwierzaków. Taka już jestem i koniec.

 

Autor tekstu – Ania

Autor zdjęć – Ania i Szymon

 

Dodaj komentarz